OFICJALNY SERWIS KLUBU
FACEBOOK INSTAGRAM YOUTUBE TWITTER
D. Nowak: Pograć o „coś więcej”
24 maja 2016, 10:51

– Każdy mecz jest dla nas jak finał, w przyszłości możemy o wyższe cele- mówi trener suwalskich Wigier.

Trener Wigier twierdzi, że nie wypowiedział jeszcze ostatniego słowa, bo chce, by w kolejnym sezonie zespół z Suwałk włączył się do walki o… awans. Dominik Nowak w rozmowie z Futbolfejs.pl.

FUTBOLFEJS.PL: Można już chyba powiedzieć, że cel został osiągnięty?
DOMINIK NOWAK: Nie, wbrew pozorom jeszcze wiele może się wydarzyć.
Bez przesady – szanse na to, że Wigry spadną, są mniej więcej takie, jak Albanii na triumf na EURO.
Żeby być pewnym, musimy zdobyć przynajmniej punkt. Choć oczywiście grać będziemy o komplet. W obu spotkaniach. Cel jest blisko, to prawda, ale jeszcze wymaga od nas trochę pracy i koncentracji.
Z matematycznego punktu widzenia już tylko jakiś wyjątkowy kataklizm mógłby sprawić, byście się nie utrzymali. Rozumiem, że takiego kataklizmu pan sobie jednak nie wyobraża?
Niczego takiego nie przyjmujemy do wiadomości. Zbyt ciężko na to wszystko pracowaliśmy, żeby w ostatnim momencie efekty tej pracy wypuścić z rąk. Zrobimy wszystko, by już po najbliższej kolejce nawet z matematycznego punktu widzenia spadek nam nie groził. By ostatni mecz nie miał już dla nas pod tym względem żadnego znaczenia.
To zdradzi pan, teraz już chyba może, co takiego trzeba było zrobić z drużyną, by zaczęła wreszcie wygrywać. Tuż po tym, jak objął pan Wigry, powiedział, że zespół został dobrze przygotowany do rundy, z czym – oglądając pierwsze mecze Wigier w tym roku – trudno było się nie zgodzić. Mimo to drużynie czegoś brakowało. Szczęścia? Czy czegoś innego?
Wie pan co? Trudno mi się do tego odnieść, bo bardzo nie lubię oceniać swojej pracy. Od tego są inni. Ale faktycznie mówiłem to już i raz jeszcze podkreślę – zastałem zespół w bardzo dobrej kondycji fizycznej, co jest niezwykle ważne dla trenera, który przejmuje drużynę w trakcie rozgrywek. Bo w takim momencie, jeśli chodzi o aspekty motoryczne, nic już nie da się poprawić. Poza tym pierwsze mecze po moim przyjściu zaczęliśmy grać dwójką napastników, po to by zespołowi nadać impuls. To było według mnie najważniejsze. No i pobudzenie mentalne. Wszystko to przyniosło efekt. A szczęście? Ono pewnie też do drużyny wróciło. Bo szczęście wszędzie, również w sporcie, jest potrzebne.
Przychodząc do Suwałk, czuł się pan jak trener-strażak? Ten zespół potrzebował takiego strażaka, trzeba tu już było gasić pożar?
Jak się obejmuje zespół będący na ostatnim miejscu w tabeli, to jedno jest pewne – gorzej skończyć się już nie da. Ale nie przychodziłem tu z takim zamysłem, że jak się nie uda, to w razie czego winę zrzucę na poprzednika i po sprawie. Natomiast zanim jeszcze zostałem trenerem Wigier, obejrzałem ten zespół w kilku wcześniejszych spotkaniach i doszedłem do wniosku, że spokojnie uda się to wszystko uratować. Zdiagnozowaliśmy sytuację, wiedzieliśmy, co i jak trzeba zmienić w grze i to zrobiliśmy. Ale przyznam szczerze, że wcale nie czułem, jakbym gasił tu pożar. Zresztą najważniejsze w tym wszystkim było to, że zespół potrafił mentalnie udźwignąć cały ten ciężar. To chyba było kluczowe. Każdy mecz był dla nas prawie jak finał. Każdy punkt mógł być na wagę złota. Chłopcy jednak nie pękli. Ostatnio uśmiechnąłem się nawet mówiąc, że za mojej kadencji w dziewięciu meczach zdobyliśmy 18 punktów, a mimo to wciąż nie możemy być na sto procent pewni utrzymania, więc nadal każdy mecz będzie jak finał.
Miałem trenera pochwalić, ale już nie muszę, bo trener właśnie sam się pochwali. 18 punktów w dziewięciu meczach. Odkąd objął pan Wigry, tylko dwa zespoły zdobyły od was więcej punktów, a właściwie punkt więcej. Arka i Miedź po 19. Moje pytanie jest więc takie – Wigry stać chyba na trochę więcej niż walka o utrzymanie, nie sądzi pan?
Bardzo bym chciał, by tak było. I do tego będę dążył. Ja już taki jestem, że zawsze stawiam i sobie, i zawodnikom bardzo wysokie cele. Nie inaczej będzie tutaj. Tym bardziej że kiedy zobaczyłem, jak ten klub funkcjonuje od środka, to nie mam wątpliwości, że należałoby to wykorzystać również pod względem ambicji sportowych. Jeżeli uda nam się utrzymać taki skład personalny, to na pewno będzie to zespół, z którym pogramy o coś więcej.
O coś więcej, czyli?
Ha, ha… Nie chcę deklarować, bo później mi tę deklarację będziecie wypominać. Słowa łatwo się rzuca, trudniej je realizuje. A trener rozliczany jest nie z rzucanych słów, tylko z ich realizacji. Przeżywałem już takie sytuacje, więc wiem, co mówię. Mówiąc „o coś więcej”, chodzi mi o to, że nie wyobrażam sobie, by w przyszłym sezonie Wigry również broniły się przed spadkiem. A czy to „o coś więcej” będzie jeszcze „czymś więcej”, to zobaczymy. Po zakończeniu sezonu usiądziemy z prezesem, zrobimy burzę mózgów, określimy sobie cel na kolejne rozgrywki i wtedy będziemy mądrzejsi.
Ale tak pana zdaniem – Wigry to drużyna, która ma szansę włączyć się do walki o awans?
Do tego awansu w przyszłym sezonie będzie bardzo długa kolejka chętnych. Spada Górnik Zabrze. Nie podejrzewam, by chciał pobyć w pierwszej lidze dłużej niż jeden sezon. Tak samo przecież Podbeskidzie. Do tego jest Miedź z bardzo silnym zespołem, która już od dłuższego czasu obiecuje sobie walkę o awans. Pewnie też GKS Katowice. Ale faktycznie, dlaczego wśród tych zespołów nie mogą znaleźć się Wigry?
A mogą?
Chcę, by się znalazły. Cele za każdym razem trzeba sobie stawiać ambitne. Najgorsze, to być minimalistą.
Powie pan, jak się w ogóle znalazł w tych Suwałkach. Nie za bardzo było tu panu po drodze.
Faktycznie, kierunek nietypowy, daleko od domu. Ponad 700 kilometrów. Ale trener pracy nie wybiera. Byłoby to zbyt proste. Idzie tam, gdzie go chcą. Dostałem z Suwałk telefon z pytaniem, czy byłbym zainteresowany. Rozmowa była krótka i rzeczowa.
Długo się pan zastanawiał?
Krótko. Mimo że zespół był w bardzo trudnej sytuacji. Decyzja zapadła bardzo szybko. Ale uważam, że tak powinno być. Nie ma co się zastanawiać. Wóz albo przewóz. Nie można się wahać.
A nie było takiej myśli, że można zaliczyć spadek nie do końca na swoje konto i tym samym zepsuć sobie CV? Że gra może być niewarta świeczki?
Powiem tak: ci, którzy mnie znają, doskonale wiedzą, że ja zawsze walczę. Niezależnie od okoliczności. Nigdy się nie poddaję i nigdy nie odpuszczam. Zresztą dziś każdemu trenerowi w Polsce trudno znaleźć klub, w którym będzie miał lekko, łatwo i przyjemnie. Podjąłem się tego wyzwania, mimo iż faktycznie różne głosy do mnie docierały. Również takie z pytaniem: „Po co ci to było?”. Ale wierzyłem, że się uda i nawet przez moment tej wiary nie straciłem. Dlatego mogę powiedzieć, że absolutnie nie żałuję.
Swego czasu zasłynął pan kapitalną pracą w Polkowicach, gdzie wprowadził zespół z IV ligi na zaplecze ekstraklasy, potem był niespodziewany sukces we Flocie, która ni z tego, ni z owego zaczęła walczyć o awans do ekstraklasy, następnie oferta z jednego z klubów ekstraklasy, aż tu nagle wszystko zgasło i wysiadł pan z trenerskiej karuzeli. Traktuje pan teraz ten czas jako okazję, by coś komuś udowodnić? By udowodnić, że Dominik Nowak to nie był trenerski meteor i wcale się jeszcze nie skończył?
W pewnym momencie doszło do tego, że zwolniłem się zbyt dobrymi wynikami i nie jest to wcale ironia ani przesada. Zarówno w Polkowicach, jak i później we Flocie. W Świnoujściu zwolniono mnie, gdy zespół był liderem pierwszej ligi. W Motorze Lublin tak samo. Odchodziłem, gdy zespół liderował w tabeli.
To znaczy, że nie wolno panu robić za dobrego wyniku.
Na to wygląda (śmiech). I później wszyscy się zastanawiają, co takiego dziwnego jest w tym trenerze Nowaku? Nic. Poza tym, że trener Nowak jest wymagający i ma swoje zdanie. Zresztą może dziwnie zabrzmi to, co teraz powiem, ale niestety tak jest w Polsce, że gdyby trener Dominik Nowak miał piłkarskie nazwisko, to szybko znalazłby pracę po Flocie. Ale że nie ma, to nie znalazł. Żadnych konkretów wtedy nie było. Poza zapytaniami z niższych lig.
Nie chciał pan schodzić niżej?
Nie w tym rzecz. Jeżeli już w grę miałby wchodzić klub z niższej ligi, to taki, który ma aspiracje, stawia przed sobą ambitne cele, zamierza o coś grać. Bo takie trwanie dla samego trwania mnie nie interesowało. Aczkolwiek wiadomo, im dłużej trener nie pracuje, tym trudniej znaleźć mu tę pracę.
Pracował pan w klubach, w których pod względem organizacyjnym nie do końca wszystko było tak, jak powinno. A jak na tym tle wyglądają Wigry?
Pod tym względem Wigry są tak wzorcowe jak mój pierwszy klub, czyli Polkowice. Tam akurat był inny problem, bo musiałem podnosić zespół po aferze korupcyjnej, ale jeśli chodzi o płynność finansową, organizację i zarządzanie, to wszystko było wzorcowe. Tak samo jest tutaj w Suwałkach. Zupełnie inaczej było we Flocie. Tam to dopiero panowała nienormalność. Wszyscy pracowali i zastanawiali się, czy za tę pracę dostaną wypłatę. Do tego warunki spartańskie podczas treningów. Ale jak to mówią, co cię nie zabije, to cię wzmocni. Doświadczenie z pracy w Świnoujściu wiele mnie nauczyło i z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że trudno je przecenić. Człowiek, który poradził sobie w takich warunkach, poradzi sobie już wszędzie.
Po trzech latach wrócił pan na ławkę trenerską w pierwszej lidze. Pod względem jakości piłkarskiej zmieniła się ona w tym czasie?
Jest dużo bardziej wyrównana. Poza tym pod względem organizacyjnym wszystkie kluby są bardzo solidnie poukładane. Jeśli zaś chodzi o jakość piłkarską, to jest ona porównywalna z tą, kiedy prowadziłem Flotę. Zdecydowanie słabsza była rok wcześniej, kiedy do utrzymania wystarczyło naprawdę niewiele punktów. Teraz poziom sportowy jest na bardzo przyzwoitym poziomie. Ale myślę, że za rok będzie jeszcze wyższy.

Rozmawiał Krzysztof Budka (futbolfejs.pl)

UDOSTĘPNIJ NA FACEBOOKU
SPONSORZY
SPONSORZY GENERALNI
PATRONAT SAMORZĄDOWY
SPONSORZY OFICJALNI
SPONSOR MEDYCZNY

WIGRY SUWAŁKI 1947-2017


RAZEM TWORZYMY LEGENDĘ

WIGRY SUWAŁKI S.A.


WIGRY SUWAŁKI S.A.

Zarzecze 26
16-400 Suwałki
Polska
Telefon: 87 566 57 08

OBSERWUJ NAS


Suwalski Klub Sportowy Wigry. Wszystkie prawa zastrzeżone

Projekt i wykonanie: R&P New Media