OFICJALNY SERWIS KLUBU
FACEBOOK INSTAGRAM YOUTUBE TWITTER
Wierny Wigrom – wywiad z Przemysławem Makarewiczem
16 kwietnia 2013, 09:16

 Po trwającej ponad dziewięć miesięcy przerwie spowodowanej kontuzją, na boisko wraca stoper Wigier Przemysław Makarewicz, jeden z dwóch piłkarzy, obok Kamila Lauryna, którzy zagrali w pierwszym meczu Wigier w II lidze.


O tym, co w ciągu dziewięciu miesięcy zmieniło się w życiu prywatnym i sportowym popularnego „Makareny”, zainteresowaniach, celach, a także wydarzeniach z boiska i nie tylko rozmawia Tadeusz Moćkun

z rodziną


Od kilku dni trenujesz już z drużyną, a kiedy pojawisz się na boisku?

Przemysław Makarewicz: Od drugiej operacji minęło już prawie osiem miesięcy, czyli ponad dziewięć od pierwszej. Oznacza to, że już prawie rok nie zagrałem w żadnym meczu. A kiedy wrócę na boisko? Mam nadzieję, że jeszcze w rundzie wiosennej sezonu 2012/2013.

Przypomnij, jaki uraz na tak długo, wykluczył cię z czynnego uprawiania sportu.

P.M.: Zerwanie więzadeł krzyżowych. Nie wiem nawet kiedy to się stało. Zdaniem lekarzy z urazem grałem około pół roku. Wiedziałem, że dzieje się coś niedobrego, kiedy w kolanie zaczęła pojawiać się woda. Chodziłem na zabiegi, ściągano ją i wracałem na boisko. Aż za którymś razem okazało się, że mam zerwane więzadła. Zabieg przeszedłem w Augustowie u doktora Leszczyńskiego.

Czujesz, że jesteś już przygotowany do powrotu na boisko?

P.M.: Fizycznie tak, psychicznie jeszcze nie. Ciągle w głowie mam ten uraz kolana i muszę przestać o tym myśleć, przełamać się. Przede mną jeszcze długa droga, ale zrobię wszystko, żeby wiosną wrócić na boisko, zagrać o ligowe punkty.

W ciągu tych dziewięciu miesięcy przerwy w występach na boisku, w twoim życiu nie było pustki. Wręcz przeciwnie, działo się i to sporo.

P.M.: Miałem pecha na boisku, ale szczęście w życiu bowiem urodził mi się syn. Udało mi się też skończyć szkołę, więc trochę w życiu prywatnym się ogarnąłem.

Byłeś przy porodzie?

P.M.: Miałem być, co uzgodniliśmy z Paulą. Wyszło inaczej. Okazało się, że dziecko jest owinięte pępowiną i poród musi się odbyć przez cesarskie cięcie, a na obecność przy operacji zgody już nie ma. Ale byłem w tym czasie w szpitalu, przeżywałem to, co działo się na sali porodowej. A syna zobaczyłem chwilę po jego narodzinach. To był najszczęśliwszy dzień w moim życiu.

A co czułeś biorąc go po raz pierwszy na ręce?

P.M.: Bałem się, po prostu bałem się… Taka kruszynka, maleństwo. Owszem miałem w rękach maluchy, ale kilkumiesięczne, a nie kilkuminutowe. No i to był mój syn, trzymałem na rękach swego syna i byłem dumny, bardzo dumny i szczęśliwy. Takie emocje przeżyłem po raz pierwszy…

Ale chyba nie ostatni…

P.M.: Oczywiście, że nie..

Karmiłeś już syna, kąpałeś?

P.M.: Robiłem przy nim praktycznie wszystko bo Paula po cesarce przez tydzień nie mogła wstać z łóżka. Pomagali mi nasi rodzice.

A jak sprawdzałeś czy woda do kąpieli syna nie jest za gorąca?

P.M.: Łokciem…

Syn ma na imię…

Julian, my mówimy Julek, ma sześć miesięcy.A dlaczego takie imię? Jak Paula chodziła w ciąży ciągle na dziecko mówiła Julek, Julek. I tak zostało.

Masz zatem następcę na piłkarskim boisku?

P.M.: Chyba tak, bo kopał Paulę bardzo mocno.

Czyli raczej kandydat na napastnika niż, jak tata, na obrońcę…

P.M.: Oj tam, oj tam… Ja też podobno miałem zadatki na napastnika.

To zostańmy przy napastniku, a raczej bramkostrzelnym obrońcy. Chociaż nie grasz od ponad dziewięciu miesięcy to, do sobotniego meczu z Motorem Lublin, byłeś najskuteczniejszym piłkarzem Wigier z drużyny, którą wiosną 2013 w II lidze ma do dyspozycji trener Vencevicius. Sześć goli to niezły dorobek, tylko o jedno trafienie ustępujesz Tomkowi Tuttasowi.

P.M.: Tak wyszło, nie ważne kto strzela gole, ważne żeby przynosiły punkt, a jeszcze lepiej trzy punkty.

W dzisiejszych czasach jesteś sportowcem wyjątkowym. Wigry Suwałki są bowiem klubem, z którym podpisałeś pierwszy i jedyny kontrakt. Jak to się stało, że pozostajesz wierny klubowym barwom.

P.M.: Jak każdy, albo prawie każdy dzieciak, biegałem ganiałem za piłką. Jak moi koledzy chciałem zostać piłkarzem, być osobą sławną. Wówczas moim idolem był Fernando Hierro z Realu Madryt. Pierwsze piłkarskie kroki stawiałem w UKS Odeon Suwałki pod okiem trenera Dariusza Szmajdy. A na trening, na moją prośbę, zaprowadził mnie tata, który znał pana Szmajdę. Do Wigier trafiłem już po zdobyciu pierwszego piłkarskiego szlifu i zostałem.

Czyżbyś nie miał ofert z innych klubów?

P.M.: Miałem, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie. A to kontuzja, a to nauka, bo szkołę stawiałem na pierwszym miejscu. Generalnie w Suwałkach było i jest mi dobrze. Skończyłem szkołę, mam rodzinę, a jeżeli jeszcze po tej kontuzji dojdę do pełni formy, nie będę miał powodów do narzekań. Suwałki są naprawdę dobrym miejscem do życia i uprawiania sportu.

A z jakich klubów, jeśli nie jest to tajemnica, miałeś oferty?

P.M.: Kiedy byłem w kadrze narodowej, a jej drugim trenerem był Jacek Magier, obecnie drugi trener Legii Warszawa, coś się na mój temat mówiło. Ale konkretnej oferty z Legii nie dostałem. Najbliżej było mi do Znicza Pruszków. Miałem już uzgodnione warunki, ale zgody na zmianę barw klubowych nie wyraziły Wigry.

Wspomniałeś o kadrze, ile występów w drużynach młodzieżowych masz na koncie?

P.M.: Nigdy nie liczyłem, ale przez dwa lata w oficjalnych meczach młodzieżowych reprezentacji Polski wystąpiłem z dziesięć razy. Cztery mecze zagrałem w eliminacjach Mistrzostw Europy. Kolejnym etapem była kadra U-21, w której wszyscy zawodnicy trenowali w klubach ekstraklasy. Nie było przypadku powołania do niej piłkarza z III czy II ligi. Z tego co słyszałem to trenerowi kadry panu Mroczkowskiemu wspominał o mnie Maciek Makuszewski. Ale bez efektów.

Pamiętasz swój debiut w drużynie seniorów Wigier?

P.M.; Naszym rywalem był Radomiak Radom, a mecz zakończył się naszą przegraną 1:2. Nie był to zatem debiut, do którego chciałoby się wracać pamięcią, chociaż, w opiniach trenera i kolegów zagrałem dobry mecz. Miałem wówczas niespełna 17 lat.

W II lidze, pomimo tej długiej przerwy, wystąpiłeś w 105 meczach, strzeliłeś sześć goli. W obu kategoriach jesteś w czołówce klubu jeśli chodzi o występy na II-ligowych boiskach.

P.M.: Miło to słyszeć, a jeśli chodzi o gole – to tak, moim zdaniem, powinien grać nowoczesny obrońca.

Głowa, noga czy ręka, którą częścią ciała strzelałeś gole. Pytam o rękę bowiem historia futbolu, i to na najwyższym poziomie, zna zawodników strzelających gole ręką. Maradona, Furtok – te dwa nazwiska są dowodem.

P.M.: Ręką gola nie strzeliłem, na pewno nie. Więcej trafień zaliczyłem po strzałach nogą. Głową może raz udało mi się pokonać bramkarza rywali.

Pamiętasz mecz, w którym strzeliłeś pierwszego gola w II lidze?

P.M.: … (długie milczenie) nie, nie pamiętam.

To ci przypomnę, bo moim zdaniem warto. 10 października 2009 roku w 10 minucie meczu z Hetmanem w Zamościu. Wigry wygrały 1:0…

P.W.: Już sobie przypomniałem cały mecz…

Cały? A ileż on trwał, przynajmniej dla ciebie?

P.M.: No tak, nie byłem na boisku 90 minut, a znacznie krócej…

Nic dziwnego, bowiem w 24 minucie zobaczyłeś drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę i musiałeś opuścić boisko.

P.M.: Pierwszą żółtą kartkę złapałem już na początku meczu za pociągnięcie rywala za koszulkę lub coś podobnego. Chwilę później strzeliłem gola i postanowiliśmy cofnąć się i bronić korzystnego dla nas wyniku. Niestety, w 24 minucie napastnik Hetmana urwał mi się i musiałem faulować. Kara była jak najbardziej słuszna. Patrzyłem na ten mecz z perspektywy kibica. Mieliśmy dwa karne i obu nie wykorzystaliśmy, ale do końca utrzymaliśmy prowadzenie 1:0. Następne dwie czerwone kartki dostałem już w końcówkach spotkań.

I oba te mecze zakończyły się remisami Wigier… Nie byłeś typem piłkarskiego zabijaki, bowiem tylko 15 razy sędziowie karali cię żółtymi kartkami.

P.W.: Wytłumaczenia są dwa: umiem dyskretnie faulować, albo gram czysto. Moim celem zawsze było odebranie rywalowi piłki, nigdy sfaulowanie go.

Twoje mocne strony?

P.M.: Wytrzymałość fizyczna, niezbędna w przepychankach w walce o piłkę, wydolność organizmu.

A słabsze?

P.M.: Technika, jak to u większości obrońców. Ale nad tym elementem pracuję.

Napastnik, który wkręcił cię w ziemię?

P.M.: Wahan Geworgian, na którym zarobiłem karnego. Facet okręcił mnie wokół własnej osi i chcąc wybić mu piłkę trafiłem w nogi. Karny ewidentny. W sumie sprowokowałem 3-4 karne.

I co wówczas usłyszałeś od trenerów?

P.M.: … (śmiech). Po meczach przypominali, żebym na przyszłość bardziej uważał w polu karnym .

Pracowałeś z wieloma trenerami, praca z którym przyniosła największy postęp w twojej grze, którego najlepiej wspominasz?

P.M.: Moim zdaniem przyjście Piotra Stokowca zmieniło nie tylko obraz klubu, ale też wielu piłkarzy,w tym mnie. To wówczas dostałem się do kadry. W klubie też zaczęliśmy grać inną, nowoczesną piłkę, co zaczęło przynosić wyniki.

Z drużyny Wigier, która zadebiutowała w II lidze do dziś pozostałeś ty, Kamil Lauryn i Adam Pomian.

P.M.: To nie najlepiej świadczy o naszych potencjalnych następcach. Dziś tylko jednostki z juniorów trafiają do meczowej kadry seniorów, a jeszcze mniej dostaje szansę gry. Ja, mając niespełna 17 lat wiedziałem, że jestem w kadrze pierwszej drużyny nie tyko po to, żeby się dalej uczyć, ale też że dostanę szansę gry. Z mego rocznika jest między innymi Patryk Małecki. Zdolnych było wielu, upartych, pracowitych mniej i to dziś widać.

Najlepszy twój mecz w karierze?

P.M.: Wygrany 2:1 mecz reprezentacji Polski ze Słowacją w eliminacjach ME, po którym o mojej grze mówiono sporo i dobrze.

A najsłabszy?

P.M.: Na wyjeździe z Nadarzynem. W tym meczu sprokurowałem karnego. Z powodu braku nominalnego lewego obrońcy zagrałem na tej pozycji i już po pierwszej połowie wiedziałem, że to nie jest mój mecz.

Nie samą piłką człowiek żyje…

P.M.: I dlatego powinien mieć więcej pasji niż tylko piłka. Moja pasją, odziedziczoną po tacie, jest motoryzacja. Nie tylko interesuję się nowinkami motoryzacyjnymi, ale też taki kierunek studiów wybrałem i ukończyłem. Czeka mnie jeszcze obrona pracy inżynierskiej.

A nie myślałeś, żeby zamienić piłkę nożna na rajdy samochodowe?

P.M.: Nie, bo wiem jak zareagowaliby rodzice, a nie byłaby to reakcja pozytywna. Doświadczyłem tego przed laty, kiedy chciałem sobie kupić motor.

Ile najwięcej wskazywała strzałka na liczniku pojazdu, który prowadziłeś?

P.M.: Na niemieckiej autostradzie było 240 na godzinę.

A mandaty za przekroczenie prędkości płaciłeś?

P.M.: Niestety tak. Największa różnica pomiędzy prędkością dozwoloną i stwierdzoną wynosiła 40 km. Ale generalnie szybka jazda kosztowała mnie sporo pieniędzy. Lubię też filmy, dobre książki. Ale dziś moją największą pasją jest moja rodzin, Paula i Julek.

Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiał: Tadeusz Moćkun

UDOSTĘPNIJ NA FACEBOOKU
SPONSORZY
SPONSORZY GENERALNI
PATRONAT SAMORZĄDOWY
SPONSORZY OFICJALNI
SPONSOR MEDYCZNY

WIGRY SUWAŁKI 1947-2017


RAZEM TWORZYMY LEGENDĘ

WIGRY SUWAŁKI S.A.


WIGRY SUWAŁKI S.A.

Zarzecze 26
16-400 Suwałki
Polska
Telefon: 87 566 57 08

OBSERWUJ NAS


Suwalski Klub Sportowy Wigry. Wszystkie prawa zastrzeżone

Projekt i wykonanie: R&P New Media